Tatry... Moje miejsce na ziemi. Moja największa pasja. Tu zwalniam, mogę spokojnie myśleć.
Kiedy wychodzę wysoko w góry, zostawiam wszystkie troski w dole. A dlaczego chodzę po górach? Odpowiedź jest taka sama jaką dał George Mallory (zm.1924r), kiedy pytano go o sens zdobywania Mount Everestu... Bo góry są.
Kiedy wychodzę wysoko w góry, zostawiam wszystkie troski w dole. A dlaczego chodzę po górach? Odpowiedź jest taka sama jaką dał George Mallory (zm.1924r), kiedy pytano go o sens zdobywania Mount Everestu... Bo góry są.
CZYLI O DRODZE NA KOŚCIELEC 2155 m.n.p.m.
W sierpniu 2011r padł pomysł zdobycia polskiego Matterhornu, czyli Kościelca. Ten szczyt w Dolinie Gąsienicowej w Tatrach Wysokich swoim kształtem przypomina dach kościoła (stąd nazwa) lub też piramidy. Jest to bardzo charakterystyczny element panoramy Doliny Gąsienicowej. Z dołu wydaje się niepozorny, ale pokazuje swe nieobliczalne piękno, kiedy człowiek zaczyna się na niego wspinać.
Kościelec jest niemalże mekką dla taterników, którzy niczym pajączki przyczepieni są do jego zachodniej ściany. Nie zraża ich także ciemna strona tej góry.
To u jej stóp pod Małym Kościelcem, w 1909r miała miejsce pierwsza akcja ratownicza, kierowana przez Mariusza Zaruskiego, twórcę TOPR, która miała na celu wydobycie spod lawiny polskiego kompozytora i dyrygenta – Mieczysława Karłowicza. Niestety wydobyto ciało. Żywa pozostała jedynie jego muzyka.
Tu swe życie zakończył też Mieczysław Świerz (zm. w 1929r, mający 38 lat) – taternik z dużym doświadczeniem. Niestety lina, która miała go zabezpieczać, pękła.
Do tragicznej listy dołączył w 1962r wybitny polski taternik i alpinista – Jan Długosz. Paradoksalnie zginął wskutek upadku z grani Zadniego Kościelca, kiedy kontrolował kursy wspinaczkowe na stosunkowo łatwej drodze.
Pierwszą niepodważalną zasadą w górach jest zachowanie uwagi. Moment, kiedy tego nie robimy, może okazać się fatalny w skutkach. Niemniej jednak cel wędrówki został ustalony i w miarę słoneczny dzień, rozpoczęła się przygoda z polskim Matterhornem.
Wędrówka zaczyna się w Dolinie Suchej Wody. Widokowo to żadna trasa. Idzie się przez las po brukowanej drodze. Początkowo jest to świetne dla stóp, bowiem kamienie w sposób naturalny masują. Ale po jakimś czasie staje się to męczące, zwłaszcza, że droga wiedzie cały czas pod górkę. Trud wędrówki umila szum potoku o nazwie Sucha Woda oraz śpiew ptaków.
Idąc tak pomalutku wreszcie dociera się do schroniska Murowaniec. Jak sama nazwa wskazuje jest całe murowane :) I jest zawsze oblegane przez turystów. Nic dziwnego, bowiem tu można zjeść kultową szarlotkę. Polecam wszystkim.
Murowaniec kryje w sobie pewną ciekawostkę. Otóż wprawne oko zauważy wewnątrz, na barierkach przy schodach, znak swastyki. Nam kojarzy się ten znak z naszą przykrą przeszłością, zapisaną na kartach historii. Tymczasem znak swastyki hitlerowcy „zapożyczyli” sobie z symboliki Rzymian. Na początku XX w., swastyka była elementem zdobiącym domy na Podhalu, a także sprzęty użytku codziennego. Nazywała się tu „krzyżykiem niespodzianym”.
Swastyka na schroniskowej barierce
Krótki postój w schronisku na złapanie oddechu i ciąg dalszy wędrówki. Droga wiedzie niebieskim szlakiem do Czarnego Stawu Gąsienicowego, pośród wysokiej kosodrzewiny. Idzie się całkiem przyjemnie po w miarę płaskiej ułożonej z głazów ścieżce.
Chwilę później stoi się już nad brzegiem Stawu Gąsienicowego, o którym wspominałam w mojej relacji z wędrówki na Kozi Wierch. Na wprost piętrzą się Tatry Wysokie z Kozim Wierchem i oczywiście słynna Orla Perć. Po lewej stronie ukazuje się masyw Granatów, zakończonych Żółtą Turnią, a po prawej dalszy cel wędrówki, czyli przełęcz Karb i Kościelec.
Orla Perć i cel wędrówki - Kościelec z prawej
Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, nad nim widoczny Kościelec
Kiedy krótki odpoczynek dobiega końca, przychodzi pora na zmierzenie się z dzisiejszym wyzwaniem.
Zaczyna się mozolne podchodzenie pod górę na przełęcz Karb. Podłoże jest chwilami „ruchome”, bowiem wchodzi się w rumowisko skalne. Pokonując kolejne głazy, kluczy się ścieżką raz w prawo, raz w lewo.
Wraz z pokonywaną różnicą poziomów, wylewa się też sporo hektolitrów potu ;) Krótkie postoje w ramach odpoczynku wskazane. Można też wtedy podziwiać niejako „z góry”, granatową taflę Czarnego Stawu Gąsienicowego, która czasem przybiera kolor szmaragdowy. Stąd też widać charakterystyczną wyspę na stawie, którą zasiedlają co najwyżej kaczki.
Znów mozolna wędrówka pod górę.
Na szczycie Małego Kościelca (1863 m.n.p.m.) odpoczynek. Stąd rozpościera się ładny widok w stronę Świnicy, Kasprowego Wierchu i Giewontu. W dole widać Zielony Staw, Kurtkowiec i Czerwone Stawki.
Na Karbie 1853 m n.p.m. W tle polski Matterhorn
Aby dojść do Przełęczy, trzeba pokonać rumowisko skalne i …masę turystów, dla których przełęcz jest celem samym w sobie. Z tej perspektywy grań jest wąska a oba jej zbocza, porośnięte kosodrzewiną, stromo opadają w dół.
Pokonując skalne ściany i schodząc nieco niżej, staje się już na Przełęczy Karb. Można z niej zejść do Doliny Gąsienicowej. Ta trasa przewidziana jest dziś na drogę powrotną. Teraz przed oczami ukazuje się szczyt Kościelca, który wręcz wydaje się, że leży :)
Na przełęczy Karb postawiono znak, informujący, iż czarny szlak jest bardzo trudny.
Cóż, czas najwyższy na wspinaczkę. Szlak kluczy zakolami po swoim zboczu. Ścieżka wiedzie po drobnych kamieniach, które co i rusz, obsypują się spod nóg. Dalej mija się już niskie skały, by wejść w wyższe bloki skalne.
Chwilami szlak wiedzie po ukośnej płycie skalnej, mocno wyślizganej, na której kąt nachylenia stopy to niemalże 30˚. Należy w tym miejscu dodać, iż przez całą drogę na Kościelec, mimo informacji o tym, iż szlak jest trudny, nie ma żadnego zabezpieczenia, żadnych łańcuchów ani klamer.
Jedyną pomocą na niemalże płaskich odcinkach są pęknięcia płyty lub wyżłobienia w kamieniach, gdzie można postawić stopę.
Skoro są płaskie odcinki, muszą być też i strome. Chwilami przejście między blokami skalnymi jest prawie pionowo pod górę. Tu najbardziej przydają się własne, silne ręce, ewentualnie męska pomoc. O kijach trekkingowych można tu zapomnieć. Nie przydadzą się tu a jedynie przeszkadzają.
Miejsce to, zwane kominkiem, jest właśnie takim trudnym miejscem na szlaku. Mniej więcej 6 m trzeba podejść pionowo, wspomagając się rękoma i silnym wybiciem do góry, od bocznych ścianek szczeliny. Rozstawianie szeroko nóg, szukanie miejsca na bezpieczne postawienie stopy i jeszcze próba wejścia wyżej, to niezła gimnastyka.
Kiedy już minie ten trudny fragment, dalej szlak wiedzie po kamiennych schodach aż do następnego zakrętu.
Niskim osobom, jak ja, szlak ten może przysporzyć nieco trudności. Ogólnie na całym szlaku takich ciężkich fragmentów jest kilka. Najgorszy jest tuż pod szczytem, bowiem ma się wrażenie, że skała jest pionowa i nas zupełnie osacza. Tu bardzo przydałyby się chociaż łańcuchy.
Z samego szczytu można podziwiać całą Dolinę Gąsienicową, prawie całą Orlą Perć od Zawratu po Żółtą Turnię za Granatami, Świnicę, Kasprowy Wierch oraz Giewont. Z Kościelca jak na dłoni widać Karb, po którym wcześniej mozolnie wspinało się na górę.
Granaty - widok ze szczytu Kościelca
Widok z Kościelca na Kasprowy Wierch i Giewont
Widok z Kościelca na Orlą Perć
Na szczycie
Na szczycie
Powrót z Kościelca na Przełęcz Karb odbywa się tą samą drogą. Nie ma innego zejścia. Tym samym należy bardzo uważać na tych, co wchodzą. Mijanki, kiedy prawie się leży na szlaku, są bardzo niebezpieczne.
Droga powrotna
Z Przełęczy Karb, dzisiejszy szlak prowadzi dalej w kierunku Doliny Gąsienicowej przez Kurtkowiec i Zielony Staw. Z tej strony nad Litworowym Stawem widać Kościelec i jego zachodnią ścianę. Z daleka można na niej dostrzec kolorowe punkciki. To taternicy.
Kurtkowiec
Zachodnia ściana Kościelca
Na polanie Szałasiska spotykają się szlaki, które razem prowadzą do schroniska Murowaniec. Teraz jest czas na szarlotkę. Akurat jest cieplutka, świeża :).
Kiedy nogi nieco odpoczną, żołądek najedzony, można ruszać dalej. Niebieski szlak prowadzi przez jedną z piękniejszych jak dla mnie, tras w Tatrach o zachodzie słońca. Mowa tu o Skupniów Upłazie, którego granią idzie się przez Boczań aż do Kuźnic.
Zmierzch na Skupniowym Upłazie
Zmierzch na Skupniowym Upłazie
Skupniów Upłaz w wieczornych promieniach słońca
Skupniów Upłaz w wieczornych promieniach słońca
I na tym kończy się ten wspaniały dzień. Kończy się zepsutym suwakiem w moich dopinanych nogawkach :). Trudno. Za to radość z widoków, jak zawsze, pozostaje ogromna. Zatem do zobaczenia na szlakach!
Hej!
Bardzo lubię Kościelec.
OdpowiedzUsuńFajna to góra :]
Ciekawa relacja :)
pozdrawiam!
Dziękuję :) O tak, fajna. I trudna wbrew pozorom. Ale może dlatego stanowi wyzwanie. Witam serdecznie na moim blogu! :)
OdpowiedzUsuńMam z nim porachunki..Dwa razy musiałam odpuścić z powodu oblodzenia
OdpowiedzUsuńGóra nie zając nie ucieknie :) A decyzja słuszna, skoro szlak nie był suchy. W takim razie czekam na informację, że już rachunki się wyrównały ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Do autora tego posta.....Czy Ty człowieku wiesz jak wygląda swastyka???Ta którą pokazałeś na zdjęciu nie ma nic wspólnego z nazistami.Powinieneś coś więcej o tym napisać,bo swastyka kojarzy sie z nazistami,a swastyke (symbol) wcześniej używały różne państwa, w tym i polska.
OdpowiedzUsuńDo autora tego komentarza, zanim kogoś zaatakujesz:
Usuń1. Czytanie ze zrozumieniem się kłania. Napisałam, że nam ten symbol kojarzy się z przeszłością okupacyjną, nigdzie nie użyłam słowa "naziści", poza tym w kolejnym zdaniu dodałam, że znak ten używany był już wcześniej na Podhalu jako element zdobniczy.
2. W przeciwieństwie do Ciebie, który się nie podpisałeś, wszyscy odwiedzający bloga wiedzą, że jestem kobietą, co i z treści można wywnioskować.
3. Polska pisze się przez dużą literę.
A teraz weź głęboki oddech i przemyśl swój atak na mnie. Życzę miłego dnia, być może u stóp Kościelca lub w schronisku Murowaniec, gdzie te swastyki są elementem barierki przy schodach. Pozdrawiam :)