O mnie

Moje zdjęcie
Jestem diabełek wrodzony, anioł gdy chcę. Czasem samotna w tłumie innych osób. Choleryczka z artystyczną duszą, mocno stąpająca po ziemi. Jestem w ciągłym ruchu, ciągle ciekawa wszystkiego. Kocham koci świat i jak kot chadzam własnymi ścieżkami. Taka nieidealna Ja...

wtorek, 25 czerwca 2013

Włochy


SPEŁNIONE MARZENIA NA WŁOSKICH WAKACJACH:

DWA TYGODNIE WE WŁOSZECH – LIPIEC 2002r.


Jestem klasycznym przykładem na mądrość powiedzenia: „Być w Rzymie i Papieża nie widzieć”. Tak właśnie się stało, ale zanim do tego doszło, musiałam przejść przez przykre życiowe doświadczenia.

W grudniu 2001r zmarł mi Ktoś bliski. Stało się to nagle, bez żadnego uprzedzenia. Strata była tym boleśniejsza, że ta osoba była jeszcze młoda i do tego wychowała mnie. Po tym wydarzeniu obraziłam się, najnormalniej w świecie, na Boga. Tak. Tak było.

Będąc jeszcze w żałobie, pojechałam do Włoch. I była to swego rodzaju terapia. Wchodząc do licznych kościołów, katedr i bazylik, siłą rzeczy zaczęłam rozmawiać z Tym Na Górze. I nauczyłam się, że nie można się na Niego gniewać. Że wszystko zawsze dzieje się po coś. W końcu zaczęłam oddychać. I patrzeć nieco inaczej na otaczający mnie świat. Moje życie się nie skończyło…


Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Prawda. Moja też mnie tam zawiodła, tyle, że zanim tam dotarłam, to pokluczyłam sobie po Italii.
 


Moje włoskie wakacje zaczynam w Wenecji. To moja druga wizyta w tym miejscu. Tym razem widzę ją za dnia. Czuję się cudownie na nadbrzeżu Wenecji przy postoju gondoli, kiedy tak patrzę na klasztor św. Jerzego Większego na wyspie Giudecca.


Parking gondoli :) W tle klasztor św. Jerzego Większego

Na Placu św. Marka ustawiam się w kolejkę do zobaczenia wewnątrz Bazyliki św. Marka. Nad wejściem symbol Wenecji: skrzydlaty lew, trzymający tablicę z napisem: „Pokój z Tobą Marku”.


Bazylika św. Marka




Skrzydlaty lew - symbol Wenecji


Wejście do Pałacu Dożów jest zbyt drogie, podobnie jak „przejażdżka” gondolą.


Pałac Dożów



Gondolierzy


Wenecja ma 118 wysp, które połączone są mostami nad kanałami.


Wenecja z lotu ptaka


Jednym z nich przechodzę do kościoła śśw. Piotra i Pawła. A potem stoję na kolejnym moście i podziwiam Canale Grande.


Canale Grande - największy kanał Wenecji

Z nadbrzeża oglądam piękny most Ponte di Rialto oraz Most Westchnień – Ponte di Sospiri, który łączy Pałac Dożów, będący też sądem razem z więzieniem. Skazani na więzienie, zwłaszcza ci do najgorszych cel, które były pod wodą, przechodzili tym mostem i patrząc na świat przez małe okienka, po raz ostatni wzdychali do dawnego życia.
 

Ponte di Rialto




Most Westchnień - Ponte di Sospiri


Wsiadam do wodnego tramwaju, by delektować się widokami kamienic weneckich, usytuowanych przy Canale Grande.


Weneckie kamienice



Weneckie kamienice


Dopływam do stałego lądu, skąd wyruszam do Montecatini. To małe miasteczko, w którym znajdują się starożytne termy. Tam nocuję, by rankiem znaleźć się w Firenze, czyli Florencji.
 

 
Florencja to stolica Toskanii, ma w swym symbolu lilię. Pierwszym zabytkiem jaki widzę jest kościół Santa Croce. Tu pochowani są: Michał Anioł, Galileusz, Machiavelli i symbolicznie Dante.


Katedra Santa Croce


Następnie przeciskam się wąską uliczką, by na samym jej końcu zobaczyć wielką kopułę jakiejś budowli. Robi wrażenie. Dochodzę do końca uliczki i oto moim oczom ukazuje się wielgachna budowla. Czuję się malutką mróweczką wobec tej konstrukcji. To kościół Santa Maria del Fiore, czyli Matki Boskiej Kwietnej. Budowany był przez ponad 170 lat z małymi przerwami.


Santa Maria del Fiore - widok od frontu


Z zewnątrz budynek jest piękny. Kolorowy marmur, rzeźby, rozety. Do niego przylega Campanile, czyli dzwonnica, zwana „Wieżą Giotta”.


Bok kościoła


Oszołomiona wchodzę do środka. Tu panuje zasada: pokażemy z zewnątrz na co nas stać, ale gdy tu wejdziesz – memento mori. Wnętrze jest surowe i puste. Sprzyja kontemplacji.


Wnętrze świątyni


Jednakże kopuła zwieńczająca florencką bazylikę jest barwna i cała we freski symbolizujące niebo, piekło i pomiędzy nimi warstwy społeczne.


Kopuła Santa Maria del Fiore od zewnątrz


Kopuła Santa Maria del Fiore od wewnątrz


Przygnieciona ogromem budowli idę na Piazza Della Signoria, czyli rynek z ratuszem miasta. Do słynnej Galerii Ufficich kilometrowa kolejka.


Galeria Ufficich


Wobec tego idę nad rzekę Arno na most Ponte Vecchio. To najbardziej strzeżony most we Florencji. Zwany jest „Złotym Mostem”, bowiem na nim jubilerzy ulokowali sklepy ze złotem. Witryny tych sklepów aż kapią od tego kruszcu.


Ponte Vecchio



Sklepy jubilerskie na moście


Zaczyna siąpić deszcz. Niezrażona wyruszam na wzgórze, by stamtąd rzucić okiem na Florencję z lotu ptaka. Widzę jak na dłoni wszystkie miejsca, które dziś zobaczyłam. Nawet stąd widzę, że ogromna budowla kościoła Santa Maria del Fiore góruje nad okolicą.


Panorama Florencji-widok na kościół Santa Maria del Fiore oraz Katedrę Santa Croce




Panorama Florencji - widok na rzekę Arno oraz Most Złotników


Zostawiam za sobą Florencję i podążam do Pizy.
 

Och, jak ja chciałam zobaczyć na własne oczy tę słynną Krzywą Wieżę. Teraz, nie dość, że widzę ją w oryginale, to jeszcze na każdym kroku w wersji zminiaturyzowanej u pobliskich handlarzy. Cóż, miejsce turystyczne.

Oczywiście miejsce centralne to Plac Cudów z trzema budowlami. Pierwsza to okrągłe Baptysterium, druga to Katedra, a za nią trzecia budowla to dzwonnica, czyli właśnie Krzywa Wieża. W Pizie dominują trzy kolory: błękit nieba, biel katedry i zieleń trawy.


Plac Cudów w Pizie



Swoje pierwsze kroki każdy kieruje do Krzywej Wieży. Ja też. Ta przykatedralna dzwonnica została zbudowana na planie koła. Ma 55m wys., 8 kondygnacji i dzwon umieszczony tam w XVI w. Podobno Galileusz wykorzystywał Krzywą Wieżę do swoich doświadczeń. Zrzucał z niej przedmioty o różnej masie, aby udowodnić, że prędkość spadania nie zależy od ich masy.
Wieża nie jest ponoć ubezpieczona, bo nikt nie chce się podjąć tego zadania. Za to podejmuje się wysiłki ratowania wieży przed kolejnym odchyleniem.
 

Troszkę pomogłam...


Wejście na wieżę jest dla mnie zbyt drogie, więc idę obejrzeć katedrę. Tu panuje cisza, w przeciwieństwie do tego, co dzieje się na zewnątrz.


Ołtarz główny Katedry w Pizie



Intensywny dzień chyli się ku końcowi.
 


Następnego dnia odwiedzam śliczne kamienne miasteczko Orvieto. W nim znajduje się katedra, która przechowuje relikwię, czyli chustę z kroplami krwi Chrystusa. Przy drzwiach wejściowych do katedry umieszczone są płaskorzeźby o tematyce biblijnej, które mieszkańcy musieli zabezpieczyć szkłem, bowiem niesforni turyści odłupywali figurki na pamiątkę.


Kościół w Orvieto



Katedra w środku jest mroczna i surowa, mimo fresków w nawie głównej i barwnych witraży w gotyckich oknach.


Ołtarz główny w kościele w Orvieto


Zdecydowanie wolę spacer po tym skalnym mieście. Udaję się na taras widokowy przy studni św. Patryka (głębokiej na 62 m pod p.m.). To ciekawa studnia, bowiem ma tzw. „ośle schody”. Cała ich magia polega na tym, że gdy jedni schodzili z osłami na dół po wodę, inni wchodzili z wodą, nie spotkawszy się ze sobą. Tym samym nie tworzyły się zatory.


Panorama Orvieto
 


Po spacerku w Orvieto wyruszam do miejsca, szczególnego dla Polaków, do opactwa Benedyktynów na Monte Cassino. Tam panuje taka cisza, że mam wrażenie, iż moje myśli strasznie krzyczą. W tym miejscu czuję wewnętrzny spokój. Wyciszam się.


Klasztor pod Monte Cassino


Na patio w klasztorze patrzę na rzeźbę przedstawiającą śmierć św. Benedykta. Podobno zmarł on na ramionach współbraci. Do wszechogarniającego spokoju, bijącego z klasztoru, dochodzą białe, śliczne gołąbki, które tam mieszkają.


Na patio klasztornym. Na dalszym planie rzeźba przedstawiająca scenę śmierci św. Benedykta


Pokrzepiona na sercu podążam na cmentarz żołnierzy polskich. Pod Monte Cassino zginęło ok. 900 żołnierzy a blisko 3 tys. zostało rannych. Spoczywa tam również dowódca gen. W. Anders, który wyraził taką wolę, by po śmierci być pochowanym obok swoich żołnierzy.
 

Cmentarz żołnierzy polskich - widok z klasztoru


Na środku, na samym wejściu, znajduje się palenisko w kształcie krzyża Virtuti Militari. Napis wokół paleniska głosi: „Przechodniu - powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”. W rzędach równo obok siebie białe krzyże.


Klasztor i cmentarz


Chwila zadumy i czas ruszać dalej. Kolejne miejsce to spełnienie moich marzeń.
 


Starożytne Pompeje… Zasypane miasto, przypadkowo odkryte pod koniec XVI w. Kiedy wulkan o wdzięcznej nazwie Wezuwiusz obudził się i wypluł z siebie lawę ognia, Pompeje nie były przygotowane do ucieczki. Stało się to dokładnie 24 sierpnia 79r. Wtedy nastąpiła całkowita zagłada tego miasta. Ludzie umierali pod warstwą popiołów zatruci dwutlenkiem węgla.


Forum Romanum w Pompejach. W tle zasnuty chmurami Wezuwiusz


Spaceruję po antycznych ruinach i chłonę atmosferę tego miejsca. Wyobraźnia pracuje mi niczym pędzący rydwan, bo oto idę brukowaną ulicą z wyżłobieniami od kół wozów.


Pompejska ulica ze śladami od kół


Podążam do Forum z II w p.n.e. Miejsce spotkań, handlu i odpoczynku. Tu toczyło się życie. Do dziś zachowały się: dawny urząd miar i wag, liczne świątynie, termy i łaźnie publiczne, piekarnia oraz amfiteatr. Zwykle sporym zainteresowaniem cieszy się kierunkowskaz do zachowanego lupenarium. Jego kształt jasno i precyzyjnie wskazuje kierunek do domu uciech :)


Amfiteatr w Pompejach





Piekarnia



Urząd miar i wag


Spore wrażenie robią na mnie gipsowe odlewy ciał, które zrobiono po wpuszczeniu ciekłego gipsu w miejsca – próżnie pod warstwą popiołu. Na niektórych ciałach widać szczegóły ubiorów, a także zarys twarzy.


Gipsowy odlew człowieka




Gipsowy odlew człowieka



Wchodzę do domostwa bogatszego Pompejczyka. Przed wejściem ułożony z mozaiki napis „Have”, czyli „Witaj”. W innym domostwie widzę dobrze zachowane lararium, czyli ołtarzyk bóstw domowych.


Lararium


Jest gorąco. Za murami Pompei zbieram szyszki pini. Wielkie szyszki, które po powrocie zajmują miejsce na półce na moim „góralskim” przedpokoju.
 

Ruszam w dalszą drogę. Zobaczyć Neapol i umrzeć. Zobaczyłam, nie umarłam. No jakoś mnie to miasto nie powala. Południe Włoch, zdecydowanie różni się od północy. Południe jest rozkrzyczane, głośne, bałaganiarskie i wylewne. Północ pracowita, poukładana i nieco bardziej powściągliwa.

W Neapolu rażą mnie wiszące prześcieradła i … gacie, suszące się tuż nad uliczką, którą mam zamiar iść.

Neapol – stolica Kampanii, położona nad Morzem Tyrreńskim. By zatrzeć nieco złe wrażenie idę do „Zamku na jajku”, czyli Castel dell’ Ovo. Nazwa zamku pochodzi od średniowiecznej legendy. Rzymski poeta Wergiliusz miał magiczne jajko. Po śmierci poety, jajko umieszczono w fundamentach zamku, by jeszcze go wzmocnić. Mieszkańcy Neapolu wierzą, że jak jajko pęknie, zamek się zawali i Neapol upadnie.

Zamek na jajku


Po spacerze po murach zamku idę pod Zamek Nowy, Castel dell’ Nuovo z XIII w. To dziwna budowla będąca siedzibą władców południowych Włoch. Stamtąd spaceruję na Plac Plebiscytowy, gdzie znajduje się siedziba Burbonów oraz kościół św. Franciszka z Paolo.


Zamek Nowy



W Neapolu kupuję sobie kawałek pizzy z zamiarem spróbowania tego włoskiego specjału w rodzimym miejscu. Totalna klapa. Pizza okazuje się kiepska. Może trafiłam na kiepskiego kucharza? Pomóc może mi już tylko limonczello. Ten likier ze skórki z cytryny najlepiej smakuje w Sorrento.
 


Podążam, więc do tej dawnej kolonii greckiej z VII w. p.n.e., późniejszego osiedla Osków i Etrusków.


Sorrento


Samo Sorrento jest bardzo turystyczne. Chodząc między budynkami z uroczymi knajpkami, słyszę: Patrz, pomarańcze na drzewie! Odwracam głowę w kierunku, skąd dochodzi okrzyk: zachwytu, zdumienia? Jednak zdumienia, o czym świadczy mina naszej rodaczki. No tak, przecież pomarańcze od razu leżą w skrzynkach w osiedlowym sklepie.
 

Sorrento


Idę na degustację limonczello. Najlepsza z mlekiem. Dzień uważam za udany.
 


Następnego dnia doświadczam na własnej skórze, czym jest strajk włoski. W planie miałam zwiedzanie królewskiej rezydencji, ale wobec chwilowych zamknięć obiektów muzealnych, zmuszona jestem zweryfikować swe plany.

Udaję się, więc do Tivoli, do starożytnego Tiburu, położonego w środkowych Włoszech, w rejonie Lacjum. Tam odwiedzam willę biskupa d’Este, słynnej z mnóstwa fontann. Jedna z nich, największa i najpiękniejsza budzi zachwyt. Nazywa się fontanną Neptuna.



Villa biskupa d'Este i Fontanna Neptuna


Z okien willi można dojrzeć szereg basenów, w których pływają czarne rybki. Stojąc na końcu basenów widzi się na wprost wspaniałą fontannę Neptuna i nad nią samą willę. Wzdłuż basenów wiedzie Aleja Stu Fontann. To małe tryskające między zielonym murem strumienie wody.


Baseny w willi


W Tivoli odwiedzam też Villę Hadriana. To letnia rezydencja cesarza z pierwszej połowy II w.



Villa Hadriana


Hadrian Publius Aelius Hadrianus (76-138) był adoptowany przez cesarza Trajana. Po jego śmierci objął tron i prowadził pokojową politykę. Był pierwszym oficjalnym cesarzem homoseksualistą, mimo posiadanej żony.


Basen główny w Villi Hadriana


Hadrian wybudował tę willę dla swego kochanka, który zginął tragicznie w młodym wieku. Na terenie tej willi znajdowały się pałace, teatry, termy, stadion, świątynie a nawet palestra, czyli siłownia.


Pałac na wodzie w Villi Hadriana


Całość, mimo ruiny robi duże wrażenie. Jak wielka potrafi być miłość… Tylko tej żony nieco mi szkoda…


Powrót do Edenu...w Tivoli :)



Tivoli leży jakieś 25 km od Rzymu. Tym samym droga zawiodła mnie do stolicy.

Oczywiście pierwsze kroki kieruję w stronę Watykanu. Jest on położony na dawnym Zatybrzu, biednej dzielnicy Romy.

Plac św. Piotra z lotu ptaka wydaje się bardzo duży, w rzeczywistości jest duży, ale nie sprawia, że czuję się malutka. Na placu sporo ludzi, w końcu to miejsce, gdzie na co dzień mieszka Papież. W 2002r był nim nasz Ojciec Święty – Jan Paweł II. I właśnie liczyłam na to, że uda się dostać na audiencję lub choćby pozdrowienie. I oto niespodzianka. Papież jest w Castel Gandolfo. Ma urlop. No to ci klops. Nie zgraliśmy naszych urlopów :) Jestem w Rzymie i nie widzę Papieża.


Plac św. Piotra z lotu ptaka



Wobec tego podążam do Bazyliki św. Piotra. Jest to budynek renesansowo-barokowy z XVI – XVII w., powstały na planie krzyża greckiego z kopułą.


Bazylika św. Piotra


Wewnątrz Bazylika jest bogato zdobiona. Ołtarz Papieski wykonany jest z brązu zdjętego z kopuły Panteonu. Wysokość baldachimu przy ołtarzu sięga 7 piętra wieżowca mieszkalnego. Patrzę z niedowierzaniem, przecież proporcje są w porządku, ale 7 piętro? Takich jak ja, jest wielu, dlatego wszyscy przewodnicy pokazują rzeźbę, na której apostoł trzyma pióro. Chyba gęsie, ale to bez znaczenia. Otóż to pióro ma wysokość jednego piętra! I kiedy weźmiemy to pióro w dwa paluszki i tę odległość przeniesiemy na papieski baldachim, to wyjdzie nam 7 pięter. Żeby nie było – sprawdziłam. Jednak Bazylika jest ogromną budowlą. Do tego z podziemiami, w których spoczywają Papieże oraz przede wszystkim św. Piotr.
 

Wnętrze Bazyliki św. Piotra z ołtarzem głównym


Chodzę tak sobie po marmurowych posadzkach kościoła, podziwiam „Pietę” Michała Anioła oraz nienaturalnie wielkiego „Mojżesza”.


Pieta


Witam się też ze św. Piotrem. Spokojnie, zawału nie dostałam. Ale będąc w Bazylice, koniecznie trzeba dotknąć stopy św. Piotra, który siedzi na marmurowym tronie.
 

Św. Piotr


Niedaleko w bocznej wnęce Bazyliki, w szklanej trumnie, spoczywa uwielbiany przez lud Jan XXIII. Jego zmumifikowana, woskowa twarz robi piorunujące, choć makabryczne wrażenie.

Otrząsam się i idę do Watykańskiego Muzeum. W zasadzie komnaty i pomieszczenia przebiegam, bo nie znoszę ocierać się o innych ludzi.

Miejscem, które absolutnie odbiera mi mowę, jest Kaplica Sykstyńska. Dzieło Michała Anioła, całe pokryte freskami. To tu odbywa się Konklawe za zamkniętymi drzwiami. Nie wolno robić wewnątrz zdjęć, pilnują tego strażnicy pod karą zabrania całego aparatu. Znajduję kawałek wolnej przestrzeni i siadam pod ścianą, by w ciszy kontemplować piękno tego miejsca. W ciszy się nie da, bo wszędzie tłum ludzi. Kaplica jest piękna. Chylę czoło geniuszowi Michała Anioła.
 

Kaplica Sykstyńska


Opuszczając Watykan, mijam gwardzistów, którzy do czasów obecnych paradują w strojach zaprojektowanych właśnie przez mistrza.

U ulicznego sprzedawcy kupuję komplet 10 kartek. Jest wśród nich widok pustej Kaplicy Sykstyńskiej. Ok, w albumie zamiast zdjęcia będzie kartka. Mam też fragment ze środkowej części sufitu Kaplicy, czyli „Stworzenie Człowieka”. Mówi się, że pod warstwą wizerunku Boga, autor narysował swój mózg… A to kawalarz z tego Michała Anioła…
 

Stworzenie Człowieka


Wychodzę poza mury Watykanu i wchodzę do lodziarni. Troszkę lodów dla ochłody.

Kolejne miejsce, które należy jeszcze do Watykanu, choć jest poza jego murami to Mauzoleum Hadriana, inaczej Zamek Anioła. W 1752r ustawiono brązową figurę Anioła w podzięce za odwrócenie zarazy i stąd nazwa zamku. Od niego prowadzi najstarszy most na Tybrze – most Anioła. Podążam nim w kierunku pozostałych atrakcji Rzymu.

 
Zamek Anioła z mostu o tej samej nazwie


Jestem na Placu Hiszpańskim i spoglądam na słynne z pokazów mody Schody Hiszpańskie. Wdrapuję się na nie, by z wysoka spojrzeć na Rzym. I właśnie, kiedy już z nich schodzę, myślę sobie jak te modelki po nich schodzą w tych wysokich obcasach. Ja mam na sobie sandały i wdzięcznie ześlizguję się parę schodków w dół. Jednak ręka zatrzymuje mnie przed upadkiem… Na modelkę się nie nadaję.


Schody Hiszpańskie



Odwiedzam za to Panteon, zbudowany przez Marka Agrypę w 27r p.n.e. Został on na nowo odbudowany w czasach Hadriana po pożarze. Wewnątrz nic nie ma, więc wychodzę znów na zalany słońcem Rzym. Spotykam Rzymianina w stroju z epoki cesarstwa. Oooo… ma drewniany miecz! Wow! Za wspólne zdjęcie życzy sobie zbyt wiele talarów z podobizną Julka Cezara. Nie mam takich, więc odchodzę :)


Panteon


No to idę w kierunku sławnej Fontanny di Trevi. Przeciskam się wąskimi uliczkami by zobaczyć dzieło Pieto da Cortona oraz Berniniego. I nagle z bocznej uliczki wpadam wprost na fontannę. Jakież jest moje zdziwienie… Przecież na wszystkich filmach to miał być duży plac, piękna fontanna itp. Tymczasem ta piękna fontanna wciśnięta jest między wąskie uliczki. I jak zawsze w tych turystycznych miejscach oblepiona jest mnóstwem ludzi.


Fontanna di Trevi



Wobec tej jawnej niezgodności idę na Piazza Navona, ulubione miejsce spotkań młodych Rzymian. Tu najwięcej ludzi jest przy Fontannie Czterech Rzek. To dzieło Bernini Giovanni Lorenza. Cztery rzeki to: Dunaj, Nil, Rio la Plata i Ganges.
 

Piazza Navona i Fontanna Czterech Rzek


Jest tak gorąco, że wchodzę do kościoła pod wezwaniem św. Agnieszki. Jest tak przyjemnie chłodno… Wychodzi do nas siostra i zaczynamy rozmawiać. Przybliża mi życie świętej. Otóż święta Agnieszka Rzymianka pochodziła z bogatego domu. Jednakże umiłowała sobie Boga, więc odrzucała zaloty bogatych Rzymian. Kiedy ojciec jednego z adoratorów dowiedział się, że jest chrześcijanką, rozgniewał się i zaczęły się prześladowania dziewicy. W końcu skazano ją na stos, ale kiedy ciało nie paliło się, wtedy świętej ucięto głowę. Według legendy istniał jeszcze jeden cud związany z życiem św. Agnieszki. Otóż, kiedy pojmano dziewczynę, obnażono ją i wystawiono na stadion na widok publiczny, by skromną kobietę upokorzyć. Wówczas w tempie błyskawicznym zaczęły rosnąć jej włosy, by przykryć jej nagość. Dziś święta Agnieszka jest patronką zgwałconych kobiet, ale także dziewic, harcerek oraz młodych par.

Pora iść dalej. Idę na Kapitol, ale nie zabawiam tam długo.

W Rzymie staram się odszukać ten sprzed wieków. Ale rzymskich starożytnych zabytków jest w Rzymie mniej niż gdziekolwiek na świecie. Jednak najlepszy widok jest z „Ołtarza Ojczyzny”, czyli pomnika Wiktora Emanuela II i zarazem Grobu Nieznanego Żołnierza – Altare Della Patria.


Ołtarz Ojczyzny


Wdrapuję się tam, by spojrzeć w miejsce, które dało początek Rzymowi.
 

Rzym starożytny - widok z tarasu Ołtarza Ojczyzny. W głębi widoczny budynek Koloseum.


Mówi się, że na 7 wzgórzach 5 - 3 się Rzym. I w tym zawarta jest data powstania Romy. 21 kwietnia 753r Romulus na Palatynie założył „kwadratowe miasto”. Remus chciał założyć miasto na Awentynie. Został zabity przez brata bliźniaka i tam pochowany. Makabra, przecież wykarmiła ich ta sama wilczyca!

Z góry widzę Forum Trajana, taki starożytny „supermarket”, czyli hale targowe.
 

Forum Trajana - półkoliste hale targowe


Idę na Forum Romanum, główną ulicę starożytnego Rzymu. Spaceruję po murach biegnących do więzienia mamertyńskiego, w którym przetrzymywano świętego Piotra i świętego Pawła. Mijam świątynie, spoglądam na wzgórza Palatynu.
 

Forum Romanum



Świątynia Saturna




Palatyn



Wreszcie udaję się pod Łuk Septyniusza Serwera. Stamtąd już blisko do Calosseo, czyli Koloseum. Z greckiego i łacińskiego oznacza to ogromny posąg. Było zwane jako Amphitheatrum Flavium. Zostało zbudowane u stóp Eskwilinu przez cesarzy z dynastii Flawiuszy. Budowę tego obiektu rozpoczął w 75r Wespazjan, a ukończył w 82r Tytus.
 

Koloseum


Koloseum ma 50 tys. miejsc siedzących, 48,5 m wysokości. Tyle statystyki. Kupuję bilet wstępu i… stoję w gigantycznej kolejce. No bo jak? Być w Rzymie i nie widzieć wnętrza Koloseum? Papieża ok, ale wnętrza tej wielkiej areny? O nie.
 

Koloseum od środka


Żar leje się z nieba. Kupuję, więc butelkę wody. Jak się potem okaże, to najdroższa woda jaką w życiu kupiłam. A niedaleko obiektu można było sobie w butelkę nalać darmową wodę z kraników…

Inaugurację Koloseum rozpoczęły 100 dniowe widowiska, które pochłonęły ok. 5.000 zwierząt i wiele tysięcy gladiatorów. Wchodzę do środka. Dziwne uczucie stąpać po tym miejscu, gdzie ginęli chrześcijanie. A wszystko to ku uciesze gawiedzi… W 445r potężne trzęsienie ziemi naruszyło ten zabytek. Dziś jest on zabezpieczony, choć mówi się o tym, że wciąż się sypie…
 

Koloseum z lotu ptaka


Na zwiedzanie Palatynu nie mam już czasu. Pędzę do kościoła Santa Maria in Cosmedin. Tam znajdują się „Usta Prawdy”, z łacińskiego Bocca Della Verita. To nic innego jak antyczna pokrywa studni. Jak głosi legenda, każdy kłamca, który włoży rękę do kamiennych ust, zostanie ukarany jej odgryzieniem. Z pewną dozą nieśmiałości wkładam tam rękę. W końcu troszkę się kłamało, takie małe niewinne kłamstewka… Wyjmuję rękę. Jest cała. No to kłamcą nie jestem.
 

Bocca Della Verita - Usta Prawdy



Żałuję, że czas mnie nagli i nie mogę przespacerować się przez Via Appia, czyli pierwszą bitą drogą w Rzymie. To quo vadis teraz Duśka?
 

Moja droga prowadzi mnie do Sieny. W Sienie miło spędzam czas na Piazza del Campo, czyli na Placu Pola. To nawet trafna nazwa, bowiem odbywają się tu coroczne konne wyścigi Palio. Kontrady ze sobą rywalizują o miano najlepszej. To wielka fiesta w mieście, hucznie obchodzona i celebrowana.
 

Piazza del Campo i wieża ratuszowa


Wchodzę jeszcze do sieneńskiej Katedry, gdzie piękne marmurowe posadzki przykryte są zwykłymi kartonami (!). Katedra ta rywalizowała z Katedrą Florencką o to, która jest ładniejsza.


Sieneńska Katedra


Z Sieny pochodziła św. Katarzyna. Jej głowa wystawiona jest na widok publiczny, wisząc na ścianie w gablocie, robiąc nieco przerażające wrażenie. Biedną świętą poćwiartowano, bo każdy chciał mieć jej relikwię. Sienie dostała się głowa, bo to jej rodzinne miasto. Bryyy… Makabra. A wszystko to można zobaczyć w kościele San Domenico, wielkim, zbudowanym z cegły w 1125r.


Kościół San Domenico



Prosto z Sieny podążam do Padwy. Tu odwiedzam Bazylikę św. Antoniego z jego relikwiami: szczęką, językiem i strunami głosowymi. Kolejna makabryczna informacja. Żeby nieco ochłonąć od takich wiadomości oglądam obrazy na płótnie, poświęcone św. Maksymilianowi Maria Kolbe. Zjawia się ksiądz, który daje błogosławieństwo na dalszą podróż.


Bazylika św. Antoniego w Padwie


Na terenie kościelnego patio, widzę po raz pierwszy magnolię, ale nie jako krzew, ale drzewo i to bardzo wysokie.
Odwiedzam jeszcze uniwersytet w Padwie oraz idę do Parku Prato Della Valle. Tam widzę w fontannie wielkiego, czarnego nowofundlanda. Stoi spokojnie i się chłodzi. Odchodzę na chwilę przed tym, jak piesio wychodzi z fontanny. Wszystkim ludziom stojącym obok, uśmiech znika z twarzy, kiedy w popłochu uciekają na bok przed otrzepującym się pieskiem.
 


Na tym kończy się moja włoska przygoda. Mnóstwo miejsc, historii, wzruszeń. Miejsca, których nie zdążyłam zobaczyć będą pretekstem do odbycia ponownej podróży. Kiedy to nastąpi, nie wiem. Może kiedyś…

Addio mia cara! Do widzenia moi drodzy!

2 komentarze:

  1. Widzę znajome miejsca. Pobyt we Włoszech cudowny. Tam gdzie się nie dotarło to się jeszcze dotrze. Dobry pretekst by tam wrócić. Życzę spełnienia podróżniczych marzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Zawsze musi być jakiś powód, żeby powrócić w lubiane przez nas miejsca. Choć czasem wraca się i bez powodu :) Tobie także życzę spełnienia marzeń o podróżach małych i dużych, a potem następnych i następnych... :)

      Usuń